Przyzwoitość. Słowo, które bardzo lubi współczesny świat. Jesteśmy przyzwoici, nic nie ukradliśmy, ani broń Panie Boże nikogo nie zabiliśmy, pracujemy uczciwie. O przyzwoitości myślimy w perspektywie, że przyzwoitość to po prostu brak cech negatywnych. Tylko czy o to chodzi w „przyzwoitości”? Dla mnie to słowo oznacza przeciętność, że coś jest na przyzwoitym poziomie, ani złe, ani dobre, ot takie sobie. I tu mi przychodzą na myśl słowa ks. Jana Kaczkowskiego – który apelował „o przyzwoitość z wektorem na plus – czyli stałe odpowiadanie sobie na pytanie, co mogę zrobić więcej, niż tylko być przyzwoitym”.
Czyli? Wymagać więcej od siebie niż podpowiada świat (który genialnie nas „równa w dół”), robić coś więcej niż nieustannie narzekać (na przykład, że trzeba pracować…oj mistrzami są niektórzy) i zazdrościć innym, mieć pomysł na siebie bez kopiowania tego, co nam podaje internet, tzw. moda, czy „uznane autorytety”. Jeśli masz pasję – to ją rozwijaj, jeśli ci na czymś lub na kimś zależy – walcz, chcesz pomagać – pomagaj, nie chcesz jechać na Hawaje – nie jedź, chcesz zobaczyć wieloryby na Islandii – jedź, masz inne zdanie – powiedz, nienawidzisz zadymy świątecznej – wolno ci (wielu jest takich…). Przede wszystkim – nie bądź przeciętny. Jak mówił św. Jan Paweł II – wymagajmy od siebie, choćby inni nie wymagali. Jeśli będziemy tak postępować to przeciętność nam nie grozi. Ale to może się nie podobać tzw. ogółowi – ktoś powie. I to jest problem ogółu. My mamy być nieprzyzwoicie nieprzeciętni.
#musicavera to „Kilka prostych prawd” Patrycji Markowskiej